Śmierć, sztuka, komunikacja. Ukazał się numer „Konteksty Ekokrytyki” czasopisma Er(r)go


ErrgoW październiku 2012 roku brałem udział w panelu dyskusyjnym „Zwierzę – narzędzie artysty?”, zorganizowanym przy okazji wystawy Expanded Life Definition Michała Brzezińskiego w Czytelni Sztuki Muzeum w Gliwicach. Pisanie o tym po tak długim czasie powinno mieć swoje uzasadnienie. Ma: właśnie ukazał się numer „Konteksty Ekokrytyki” czasopisma Er(r)go, w którym jest zapis fragmentów gliwickiej debaty. Przypomniał mi tamte wydarzenia. W 2012 r. jeszcze stosunkowo rzadko wypowiadałem się na temat kwestii etycznych związanych z wykorzystywaniem zwierząt w sztuce. Wcześniej napisałem tekst „Wybiórcze oburzenie”, który ukazał się w piśmie Artmix w roku 2010. Później ta tematyka zainteresowała mnie bardziej, a zwieńczeniem tego zainteresowania było stworzenie pod koniec 2014 r. monograficznego numeru Magazynu Sztuki „Zwierzę, którym jestem”.

Zdarzeniem, które zdominowało dyskusję wokół Expanded Life Definition była śmierć papugi, która stanowiła część jednej z prac Brzezińskiego. Zwierzę umarło w trakcie trwania wystawy. Wystawę zamknięto. O tej śmierci nie wiedziałem jadąc do Gliwic i nie wiedziałem rozpoczynając dyskusję w trakcie panelu. Informację o niej podała prowadząca spotkanie w odpowiedzi na jedno z pytań, które padło w dość zaawansowanej fazie rozmowy.

Nie mam zamiaru analizować dziś tamtych wydarzeń i wypowiedzi z intencją wskazywania winnych. Chcę tylko uporządkować i rozwinąć kilka myśli które wówczas miałem i które dziś mam. Również dlatego, że o zwierzętach i sztuce znów myślałem dosyć intensywnie, przeprowadzając niedawno wywiad dla Dziennika Opinii z Dorotą Łagodzką, historyczką sztuki.

Wydaje mi się, że bezpośredni kontakt z faktem śmierci i kruchości życia zadziałał na twórcę i organizatorów wystawy i panelu jak swoisty mentalny (i etyczny) defibrylator. Śmierć była momentem, kiedy (paradoksalnie) zwierzę rzeczywiście zaistniało – być może jako ofiara, ale szerzej: jako cel sam w sobie. Zaistniało (ponownie: paradoksalnie) być może w efekcie niezdolności ludzi do efektywnej komunikacji międzygatunkowej. Wystawa miała „dotykać problemu komunikacji transgatunkowej”, a praca Brzezińskiego miała wspomagać proces translacji języków – ptasiego i ludzkiego.

Dopiero fakt śmierci nadał najwyższą rangę praktycznym konsekwencjom decyzji i działań w ramach interakcji z innymi zwierzętami. W obliczu czegoś tak wymiernego i niezaprzeczalnego jak śmierć, teoretyczne spekulacje znalazły swoje właściwie miejsce. Nastąpiło przesunięcie akcentu z rozważania jakości sztuki i retoryki sporu wokół niej, na zwierzę jako takie, z jego podmiotowością, podatnością na krzywdę i zagadką sposobu odczuwania i świadomości.

Śmierć zaskoczyła i (chcę wierzyć, że) zawstydziła ludzi. To był moment, kiedy zwierzę wymknęło się spod kontroli, wyłamało ze schematu. Jego natura zanegowała scenariusz wymyślony przez człowieka, odsłaniając najistotniejszy aspekt sytuacji – zwierzę właśnie, samego siebie. Jestem pewny tej chwili – i widzę ją wyraźnie niemal jak scenę z filmu – w której ekspozycja, jej forma i znaczenia w niej zawarte, tracą w obliczu martwego ciała swoje walory i stają się (dopóki nie zacznie pracować mechanizm racjonalizacji i nie powróci intelektualne znieczulenie) czymś kuriozalnym, potencjalnie śmiercionośnym, złą zabawą.

Scena, w której otoczka interpretacji i deliberacji blednie, liczy się samo zdolne do odczuwania i utracone życie, któremu sztuka nie była w stanie dodać wartości. To, co składa się na specjalną aurę sztuki, mieszanina autorytetu instytucji i aury kontestacji, szczególnego miejsca w przestrzeni, aktu publikacji, subiektywizmu odzewu, krytycznych interpretacji, staje się dziwaczną krzątaniną nad trupem.

Śmierć zdezorientowała, zakłopotała i przestraszyła. Jednocześnie ustanowiła moment zgody, nie sądzę bowiem, żeby ktokolwiek z uczestników dyskusji cenił takie zakończenie wystawy i cieszył się z takiego obrotu spraw. Zgody, która jest konieczną częścią dialogu, będącego przecież formą współpracy. Wymiana zdań i opinii wokół wydarzeń związanych z Expanded Life Definition miała zresztą swoją kontynuację w postaci internetowych wypowiedzi m.in. autora, Ewy Chudyby (moderującej panel) i Doroty Łagodzkiej.

W konkluzji wspomnianego wcześniej tekstu „Wybiórcze oburzenie” pisałem:

Żyjemy w cywilizacji rzezi. Nie ma powodu, be negować ją jedynie, głównie lub najpierw w obszarze sztuki. Jest powód, by negować ją całą.

Starałem się powiedzieć to samo w trakcie dyskusji w Gliwicach. Jestem przeciwny wykorzystywaniu zwierząt zdolnych do odczuwania, gdy jest ono krzywdzące lub jest efektem krzywdy, również dla potrzeb sztuki. Gdy mówię, że twórczość będąca efektem krzywdy jest problematyczna moralnie, mam na myśli np. używanie w procesie tworzenia i ostatecznym dziele składników pochodzenia zwierzęcego. Nie dlatego, że sztuka wyjątkowo nie daje powodów i usprawiedliwienia do ich używania. Po prostu: ona również ich nie daje.

Potrafię sobie wyobrazić scenariusz z obszaru sztuki, którego dopuszczalną częścią jest zwierzę. Nie tylko nie będzie skrzywdzone, ale i nie będzie niestosownie wykorzystana jego nieświadomość uczestnictwa w dziele. Jeśli artystka zechce zrealizować happening polegający na rzucaniu pod nogi kwiatów osobom, które wychodzą ze schroniska z adoptowanym zwierzęciem i dokumentacji tej sytuacji, trudno mieć jakieś obiekcje. Jeśli inny artysta zechce za pomocą przemyślnych urządzeń rejestrować ruch psów na spacerze w parku i pokazać na wystawie zapis tego ruchu w postaci mapy tras, estetycznego układu linii, czyniąc tym samym zwierzęta współtwórcami – nie widzę powodu do protestu. Zainteresowanych takim podejściem odsyłam do tekstu Jessici Ullrich „Zwierzęcy performans w sztuce współczesnej” ze wspomnianego już numeru Magazynu Sztuki.

Na koniec: nie widzę w sztuce wyjątkowo wartościowego medium komunikacji transgatunkowej. To potrzebne i specjalne medium, ale nie zastąpi relacji, które rodzą się i kwitną w ramach „zwykłego życia”. To, co pozbawione intencji upublicznienia, instrumentalnego wykorzystania i poziomu meta, na którym operuje sztuka, wydaje mi się najważniejsze.

PS. Er(r)go w całości jest do przeczytania na tej stronie: http://www.journals.us.edu.pl/index.php/ERRGO/issue/view/396/showToc

Er(r)go - Konteksty ekokrytyki


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *