Słowa zmieniają ludzi. Są aktywizmem. Książki, publicystyka, rozmowy, dyskusje, argumenty – to wszystko dosłownie ma siłę sprawczą! Czy tylko to? Ależ nie, ale życie bez słów i bez świadomego wysławiania jest ubogie w unikalny wymiar. Kiedy patrzę na swoje życie, widzę radykalne zmiany, których katalizatorem były słowa innych. Ludzie zmieniają ludzi. Byłem inny. Na każdym etapie zmiany wydawało mi się, że mam rację i za każdym razem ostatecznie przeważyły przeciwne, stając się moimi. Na szczęście miałem też wątpliwości, miejsca wolne od betonu, gościnne dla tego, co rosnąc może rozsadzić światopogląd. Nie umiem założyć, że w przyszłości nie dokonają się we mnie kolejne ważne zmiany, chociaż z czasem – niestety – plastyczność może maleć. W każdym razie wciąż próbuję je prowokować konfrontując siebie w słowach z innymi: szukam źródeł weryfikacji poza sobą, podważam swoje racje.Jestem podejrzliwy wobec ludzi, którzy chronią swoje poglądy. Chronić trzeba nie tylko niepewne, słabe i zagrożone, ale i niebezpieczne (syndrom kabury). Z drugiej strony, nie umiem się zdecydować gdzie widać większą pokorę, czy w zamknięciu i wyciszeniu ze świadomością niekompletności i niespójności światopoglądu, czy w otwarciu i odsłonięciu się z tą samą świadomością.
W przedmowie do wydania książki The Case for Animal Rights z roku 2004, Tom Regan, amerykański filozof i twórca najszerzej komentowanej i najbardziej wpływowej współczesnej teorii praw zwierząt, pisze o roli konfrontacji idei i wymiany poglądów w procesie formułowania własnych. The Case jest w dużej części poświęcona krytyce singerowskiego utylitaryzmu. Można powiedzieć, że nie byłoby reganowskiego the rights view bez wydanej kilka lat wcześniej książki Animal Liberation Petera Singera. Regan wspomina, że podczas pisania szóstego rozdziału książki, poświęconego właśnie krytyce utylitaryzmu, na pożywce krytycznej analizy zaczęły się rodzić myśli i słowa, które były zaskakujące nawet dla niego samego, nie przypominały niczego, co sam wcześniej myślał:
Words, sentences, paragraphs, whole pages came, from where, I did not know. What I was writing was new to me; it did not represent anything I had ever thought before. But the words took up permanent residence on the page as fast as I could write them down. This was more than enjoyable. This was exhilarating.
Jego koncepcja rozwijała się wobec innej w procesie nazywania różnic. Rozwijała się w niezaplanowanym i nieprzewidywalnym kierunku, jakby wbrew autorowi, przynajmniej temu, który zasiadał do pisania książki i pisał ją do momentu, w którym obce koncepcje, dostatecznie poznane i zakwestionowane, stały się twórczą inspiracją – stwarzając ostatecznie nowego autora:
I had lost control over where the book was going. For all in tents and purposes, I was just along for the ride. Which is why I think the most original parts of The Case (the final four chapters, where I state and defend the respect, harm, mini-ride, worse-off, and liberty principles) are not something for which I can take much credit. In a very real sense, they came to me as a gift. Even as I write these words, I have to shake my head in wonder, still unable to understand how it all happened.
When I started, I had reformist aspirations. Terrible things were being done to animals. In the hands of researchers and farmers, for example, they were being made to suffer unnecessarily. I thought I could explain why this was true, and why it should stop. This way of thinking, I realized, allowed for the possibility that making animals suffer would not be wrong if it were necessary. Well, I thought I could explain why that was true, too. When the first words of The Case were written, I fully intended to defend the use of animals in biomedical research, for example, provided they were not caused any unnecessary pain.
This was not how things turned out. By the time I addressed the use of animals as „tools” in research, the logic of the argument I was following had converted me to an abolitionist position. It seems obviously true to me today that you don’t justify overriding an animal’s rights because others will benefit. It was not obviously true to me when I started my journey. Not until I lost control of where the book was heading, and only after my critique of utilitarianism went deeper than it had gone before, did I begin to be transformed into an abolitionist. Some philosophers no doubt write books to defend what they already believe. However often this might be true in other cases, it is manifestly not true in this one.
Regan podążał więc za logiką argumentu formułowanego jako reakcja na inne i niezadowalające propozycje. Ich słabość stała się siłą alternatywy. Nie byłoby to możliwe, gdyby Regan lubował się w chowie wsobnym myśli. Miał i ma zresztą szczęście sam być obiektem analizy i krytyki i bez wątpienia widzi to jako kolejny dar, ponieważ:
Leveling fair, informed criticism is how philosophers show their respect for one another.
Faktycznie, kolejne książki Regana zawierały reakcję na krytykę i korekty własnej teorii. Przy okazji warto pokazać ciekawostkę, archiwalną już wymianę listów pomiędzy Singerem a Reganem, datowaną na rok 1984, a więc tuż po wydaniu The Case. Miło się patrzy na rozmowę dwóch filozofów, pełną jednocześnie szacunku, ale i stanowczości, z odrobiną ironii. Zdjęcia pochodzą z wirtualnej wystawy An American Philosopher: The Career of Tom Regan (obecnie chwilowo off-line).
Do jakiego stopnia mamy jednak zachować plastyczność i otwartość? Z pewnością są potrzebne, ale jednocześnie świadczą o tymczasowym statucie każdego sądu. Nie sposób chyba kontrolować proporcji pomiędzy zdolnością do absorpcji, odkształcenia i odpornością na odmienne koncepcje. Niklas Luhmann stwierdził kiedyś, że „nowość ma w sobie domniemanie ważności”. Może jedną z zasad, o których trzeba pamiętać, jest umiejętność przeczekania euforii będącej efektem kontaktu z czymś nowym i świadomość, że poznać to można dopiero, gdy straci walor nowości.